czwartek, 29 grudnia 2016

1. Off to the races.

Ciągnęłam walizkę po nierównej kostce brukowej, ostrożnie stawiając kroki. Zrezygnowałam ze szpilek na rzecz wygodnych sandałków, lecz wciąż nie ufałam wyboistemu chodnikowi przed hotelem. Taksówka odjechała, pozostawiając mnie i moje trzy towarzyszki przed luksusowym budynkiem, który wpasowywał się w architekturę pięknej Wenecji. Westchnęłam głośno i zmarszczyłam nos, kiedy zauważyłam mostek – musiałyśmy po niej przejść, by dostać się do drzwi hotelu Venezia Palace. Kamienne kolumny podtrzymywały budynek. Każdy szczegół robił na mnie wrażenie, gdy szłam krok za krokiem do obrotowych, szklanych drzwi ze skrótem nazwy, czyli pięknymi, złotymi literami "VP". Zobaczyłam w swoim życiu tyle hotelów, że powinnam być przyzwyczajona do oryginalności i luksusu, lecz i tym razem byłam zachwycona.
Minęło nas drogie, czerwone ferrari, które podstawił boy. Uśmiechnęłam się do niego i kiwnęłam głową, kiedy tylko wysiadł. Klasnął w dłonie i szybkim krokiem podszedł do nas.
– Buongiorno. – Powiedział radośnie, jak przystało na rodowitego Włocha.
– Ciao! – Wykrzyknęły radośnie dziewczyny. Rosemary, moja siostra bliźniaczka, uśmiechała się do chłopaka szeroko, bawiąc się długimi, brązowymi włosami.
Natomiast Caroline i Vivienne stały z boku, chichocząc jak nastolatki przed seksownym nauczycielem.
– Czy mógłby pan zabrać nasze bagaże? – Zapytałam grzecznie. – Pójdę załatwić formalności. Idziecie ze mną? – Zerknęłam na Caroline, lecz ta wolała chyba zostać z Vivi i podziwiać Włocha. Przeniosłam wzrok na Rosemary.
– Muszę siku – wyjaśniła.
No tak. O niczym innym nie mówiła od dwóch godzin. Weszłyśmy do hotelu razem, ona w poszukiwaniu łazienki, a ja recepcji. Wnętrze Venezia Palace przejęły jasne kolory, takie jak beż, złoty oraz biel. Podłogi były z marmuru. Meble wyglądały jak wyciągnięte z najlepszego katalogu. Wystrój nie ustępował hotelom w Paryżu, czy w Londynie.
– Idę! – Rosemary podekscytowana na widok znaku łazienek, pobiegła prosto do korytarza.
Wywróciłam oczami i ściągając okulary z nosa, wsunęłam je za dekolt jasno pomarańczowej koszulki na ramiączka. Podeszłam do recepcji, gdzie za kontuarem stała wysoka blondynka, słuchając co mówi do niej mężczyzna, oparty o blat. Miał na sobie krótkie czarne spodenki i białą polo. Okulary przeciwsłoneczne trzymał na włosach, lekko przy długich, sięgających karku, zaczesanych do tyłu w seksowny sposób. Opalenizna była umiarkowana, lecz widać było, że spędza mnóstwo czasu na dworze. Przyglądałam mu się nieco za dużo, bo rozmowa, którą prowadził z blondynką, ucichła i obydwoje wbili we mnie  wzrok. On uprzejmie zlustrował mnie spojrzeniem i uśmiechnął się, natomiast recepcjonistka wyglądała, jakbym przeszkodziła jej w randkowaniu.
– Witam w Venezia Palace. – Szatyn rozłożył ręce. – Nazywam się Louis Tomlinson i jestem właścicielem hotelu. Przyjmuję wszelkie skargi i zażalenia, ale i pochwały. Mam nadzieję, że spędzi pani tutaj dobrze czas. I jeszcze wróci.
Otworzyłam lekko usta, patrząc na niego z pewnym zaskoczeniem. Och, tak, wyglądał na biznesmena. Na początku pomyślałam, że jest bogatym gościem, który zaraz wyskoczy na partyjkę tenisa. Pomyliłam się o nie dużo. Bogaty był z pewnością, ale wszystko to, należało do niego.
Kiwnęłam głową i przywołałam na twarz uśmiech.
– Dziękuję. Na pewno będzie idealnie. – Wyciągnęłam z torebki portfel i odnalazłam kartę.
Kiedy podawałam ją recepcjonistce, Louis Tomlinson ją uprzedził. Chwycił plastik w długie palce i uśmiechnął się zadziornie.
– Zajmę się tym. – Obszedł kontuar i stanął za laptopem, wcześniej blondynka delikatnie się odsunęła, lecz wciąż stała w cieniu, jakby dając mi znak o swojej obecności.
Przewróciłam oczami, nie mogąc się powstrzymać. Czy zachowywała się tak wobec każdej klientki? Bo jeśli tak, to może to będzie moja pierwsza skarga.
– Panna Corello, tak? Dwa pokoje dwuosobowe. Czy wszystko się zgadza? – Upewnił się i zerknął na mnie.
Na moment zatonęłam w jego niebieskich oczach. Zauważyłam nawet przebłyski szarości. Przepiękny kolor.
– Tak, wszystko się zgadza – ocknęłam się z chwilowego zapatrzenia i kiwnęłam głową na potwierdzenie swoich słów.
Właściciel hotelu jeszcze raz się uśmiechnął i wziął odpowiednie karty. Przesunął je po połyskującym blacie w moją stronę. Uregulowałam rachunek i zabrałam klucze.
– Życzę miłego pobytu. – Spojrzał na mnie jeszcze raz i zwrócił się do blondynki, która położyła wypielęgnowaną dłoń z czerwonymi paznokciami, na jego ramieniu.
– Auto podstawione, panie Tomlinson – oznajmiła.
Kiwnął głową i zsunął okulary na nos. Odeszłam, trzymając w ręce karty i sama ledwo zorientowałam się, jak mocno je ściskam. Nie tylko hotel robił wrażenie.
Zauważyłam, że dziewczyny weszły już do lobby. Boy wiózł za nimi wózek z bagażami. Podałam mu numery pokojów i udałyśmy się do windy. Rosemary wbiegła w ostatniej chwili. Przynajmniej załatwiła, co chciała i nie będzie już więcej jęczeć.
Caroline oparła się o ściankę i bawiła blond włosami. Vivienne poprawiała czerwony błyszczyk na ustach, zerkając w duże lustro. Obie były do siebie podobne. Ten sam kolor włosów, ten sam koloru oczu. Caroline nie była za wysoka i Vivienne również, ale miały inne charaktery. Vivi należała do nieśmiałych, lecz radosnych, przypominała mi trochę moją siostrę. Natomiast Caroline pewnie stąpała po ziemi, potrafiąc zawsze zdobyć to, na czym jej zależało. Czasami ponosiła tego konsekwencje. Przeważnie jednak miała szczęście, wiec często stwierdzałam, że powinna stawiać zakłady, pewnie by wygrała. Ja znajdowałam miejsce pomiędzy nieśmiałością, a nieograniczoną swobodą. Posiadałam umiar, którego nieraz zabrakło Caro, przez to, że zapominała o granicach. Uznawała, że każdy jest na skinięcie jej palca.
Po tylu latach nauczyłam się rozwagi i spokoju, zero pochopnych decyzji. Tego wszystkiego wymagała ode mnie praca, a raczej hobby. Balet. Taniec, któremu poddałam całe życie. Od kiedy pamiętam najwięcej czasu spędzałam na sali przy drążku. Na początku była to zabawa, pochłaniacz czasu, zajęcie pozaszkolne. Dopiero później stało się to pasją ważniejszą niż wszystko inne. Oddałam temu całe serce i nie potrafiłam przestać tańczyć, porzucić baletki w kąt i zgasić za sobą światło w teatrze moich marzeń. Kiedyś kurtyna opadnie, a ja zejdę ze sceny spełniona, lecz to nie będzie ani dziś, ani jutro.
Przyleciałyśmy do Wenecji prosto z Rzymu, gdzie mieszkamy od urodzenia. Zwiedzałam setki miejsc w czasie trwania trasy. Najczęściej tańczyłam solo, ale zdarzały się też występy grupowe, tak jak ten, który odbędzie się za trzy dni w niedzielę. Układ miałam opanowany do perfekcji, czekały mnie dwie próby przed pokazem, lecz mogłam spać spokojnie z wiedzą, że wszystko się uda. Chociaż przed każdym występem się denerwowałam, bo to było nieuniknione. Wierzyłam w to, że Wenecja pokocha mnie i pozostałych tancerzy, że zakocha się w przedstawieniu, jakiego będą świadkami. Balet to magia, w której rządzi muzyka. Delikatna, ostra, czasem szybka, a czasem wolna. Muzyka przedstawia nasze życie, wzloty i upadki, niskie i wysokie dźwięki. Nagłe zmiany,  te na które nie mamy wpływu lub płynne, te zaplanowane.
Spojrzałam za siebie, na moje odbicie w lustrze. To byłam ja.. Angelina Corello, która oddała serce muzyce. Uśmiechnęłam się i odwróciłam głowę w stronę drzwi, które otworzyły się na szóstym piętrze hotelu. Wyszłyśmy na korytarz pokryty beżowym dywanem. Ściany zostały pomalowane na biało i udekorowane zdjęciami w sepii. Głównie przedstawiały one Włochów, Wenecję oraz... oraz Toskanię, winnice, wina. Przyglądałam się im, idąc za dziewczynami do końca korytarza, gdzie miałyśmy pokoje.
Rosemary zabrała mi kartę i otworzyła drzwi po prawo. Bagaże znajdowały się w środku. Dziewczyny musiały zabrać swoje walizki do sypialni obok. Boy nie poczekał na napiwek. Szkoda.
Rozejrzałam się po przestronnej sypialni z dwoma łóżkami po lewej stronie. Między nimi stała szafka z lampkami. W pokoju znajdował się także stół, był przy oknie i drzwiach na tarasach. Na ścianie po prawo wisiał dużych rozmiarów telewizor, a zaraz obok stała szafa ze szklanymi drzwiami. Wszystko wręcz błyszczało.
Moja siostra opadła na jedno z łóżek i podskoczyła na miękkim materacu, śmiejąc się.
– Podoba mi się tu. – Powiedziała radośnie i klasnęła w dłonie. – To idealne miejsce na moje panieńskie, zobaczysz, nie będziemy chciały stąd wyjechać.
– Poznasz jakiegoś Włocha i porzucisz zamiary poślubienia Christophera? – Uniosłam brew, zerkając na nią rozbawiona.
To była kolejna okazja. Na występy jeździłam tylko z Rosemary, która była moją makijażystką oraz stylistką. Pomagała mi w tym wszystkim, na co ja nie miałam czasu. Tym razem wzięłyśmy nasze przyjaciółki, bo zaplanowałyśmy wieczór panieński Rose. Wychodziła za mąż za dwa tygodnie. Christopher czekał na nią w Rzymie. Poznali się rok temu w pizzerii, której właścicielami są jego rodzice. Urzekł ją. Christopher nie był Włochem, pochodził z deszczowego Londynu i przyjechał do Włoch razem z rodziną za pracą. Osobiście uważam, że był bardzo przystojnym chłopakiem. Wysportowany blondyn, o cudownie onieśmielającym uśmiechu i dołeczkach w policzkach. Na dodatek zabawny charakter, dobre poczucie humoru. Moi rodzice nie mieli żadnych przeciwskazań na ślub Rosemary, chociaż Rose była córeczką tatusia i on nigdy nie będzie wyglądał na zadowolonego z tego powodu.
Od zawsze w naszym domu panowała zasada, że ja trzymam z mamą, a Rose z tatą i nikt się nie żalił. Tak było dobrze. Rozumiałam się z mamą lepiej, między nami stworzyła się naturalna więź, miałam w niej taką samą przyjaciółkę, jak w siostrze. Za to tata rozpieszczał Rosemary i traktował jak swoją księżniczkę. Czasem mam wrażenie, że ona nigdy z tego nie wyrośnie. Na zawsze pozostanie w niej coś z dziecka. Nieraz przypominała wesołą dziewczynkę, która cieszy się z najmniejszej rzeczy. Jej szafę wypełniała kolekcja różowych ubrań. Cała sypialnia była w tym kolorze, nie mogło być inaczej. Rosemary była królową różu.
Tak naprawdę tylko ubrania nas różniły pod względem zewnętrznym. Obie miałyśmy taką samą długość kasztanowych włosów. Sięgały do piersi, lekko falowały. Po mamie odwdzięczyłyśmy błękitne oczy i drobny nosek, a po tacie pełne usta. Wiele razy zastanawiałam się, jak rodzice rozróżniali nas, kiedy byłyśmy niemowlakami. Na zdjęciach wyglądamy identycznie.
– Ziemia do Angie! – Rosemary machnęła dłonią przed moją twarzą, kiedy za długo się w nią wpatrywałam.
Zamrugałam i usiadłam na drugim łóżku, ściągając z nóg buty.
– Mówiłam, że nie zamierzam pozostawić mojego Christophera. – Wzruszyła ramionami. – W zasadzie powinnam do niego zadzwonić, obiecałam, że jak dolecimy, to dam znać.
– Zadzwoń, a ja wezmę prysznic.  Okej? – Wskazałam ręką na drzwi do łazienki.
Kiwnęła głową i wygrzebała z białej torebki telefon. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc z jakim zapałem wybierała numer do Chrisa. Czasami potrafili przegadać dwie godziny, nawet jeśli u niego była druga w nocy, a u nas już ranek.
Przeszłam z rzeczami wyjętymi z walizki, do bardzo ładnie urządzonej łazienki. Ciemne ściany i biały wystrój. Zainstalowali także podwieszany sufit, w którym umieszczono lampki. Włączyłam klimatyzator i stanęłam przed lustrem. Zdjęłam z siebie bluzkę i krótkie spodenki. Zostałam w czarnej bieliźnie. Moje ciało było dla mnie perfekcyjne. W końcu tyle lat ćwiczeń i dbałości… Mimo tego, że mój tyłek był spory i piersi również niemałe, bardzo mi się to podobało. Rosemary miała taką samą budowę ciała, może była mniej wygimnastykowana, ale chodziła na fitness i basen, kiedy mogła, bo mój zawód ograniczał jej czas.
Naga weszłam pod ciepły strumień wody i odchyliłam głowę do tyłu, czując ulgę. Mogłam się odprężyć po trzygodzinnym locie do Wenecji. Chociaż miałam za sobą setki podróży, to samoloty wciąż wywoływały u mnie strach i nie lubiłam do nich wsiadać. Przy starcie mocno zamykałam oczy, a w czasie podróży słuchałam muzyki lub rozmawiałam z Rosemary. Akurat jej się buzia nigdy nie zamyka. Potrafi poruszyć kilkanaście tematów w ciągu piętnastu minut. Jedyna w swoim rodzaju i za to ją kocham. Wydaje mi się, że od zawsze miałyśmy tak dobry i blisko kontakt. Kłótnie zdarzają się wszędzie, nieraz byłyśmy na siebie obrażone, ale Rosemary jest moją przyjaciółką. Mówię jej wszystko. I wiem, że to działa także w drugą stronę. Spotkałam kilkoro ludzi, którzy zazdrościli nam tak silnej relacji. Caroline i Vivienne też patrzyły na nas czasami z dziwnym błyskiem w oku. Za moją siostrę oddałabym życie. Rosie jest specyficzną osobą. Potrafi śmiać się cały dzień, cieszyć ze wszystkiego, ale wystarczy, że jedna rzecz sprawi jej przykrość, że włos spadnie jej z głowy i wpada w płacz, jak małe dziecko. Wtedy nastrój mogą poprawić tylko słodycze i delikatność. Znam Rose na wylot i wiem, czego potrzebuje.
Czasami naprawdę się o nią boję. Co, jeśli kiedyś coś nas rozdzieli? Ona będzie zagubiona. Razem tworzymy drużynę, dopełniamy się i wiemy jak działać, iść dalej. Osobno możemy sobie nie poradzić. Zwłaszcza niewinna i delikatna Rosemary. Oczywiście, jej ślub to będzie jakiś ogromny krok, ale obydwie wiemy, że wciąż będziemy podróżować. Zapewne mniej, bo chcę, by moja siostra bywała z mężem w domu, lecz będę ją mieć obok siebie.
Stojąc pod prysznicem, myłam ciało, włosy i myślałam.

Jeśli będę chciała postawić krok do przodu, zrobię to, trzymając za rękę moją bliźniaczkę.

Prolog


"Szczęściem jest trzymać się za ręce idąc daleko. Szczęściem jest twoje niewinne spojrzenie wśród tłumu. Szczęściem jest pozostać sobie bliskimi jak dzieci."

Nie zostawiaj w tyle. Biegnij. Za marzeniami, za miłością i za tym, co chcesz spełnić. Braknie ci tchu. Zatrzymujesz się, źle. Nie rób tego. Biegnij dalej, choć będziesz się potykać, znajdziesz silną dłoń, która podtrzyma cię przy upadku.

Blask reflektorów kiedyś zgaśnie i zejdziesz ze sceny, a publiczność ostatni raz zabije brawo. Uniesiesz głowę do góry i uśmiechniesz się. Opuszczając teatr marzeń będziesz szła obok swego oparcia. 

"Co robisz, gdy kończy się rozdział? Zamykasz książkę i nigdy więcej jej nie czytasz?"

Życie biegnie dalej. Życie to gra, musisz tylko dobrze przemyśleć kolejny ruch, bo może nie być już odwrotu.


Od autorki: Serdecznie witam was na Venezia Palace. Mam nadzieję, że wena mnie nie opuści i będę skłonna do częstego dodawania rozdziałów. Chcę też, byście przeżyli romantyczną, ciekawą historię w pięknej, gorącej Wenecji.