Ciągnęłam walizkę po
nierównej kostce brukowej, ostrożnie stawiając kroki. Zrezygnowałam ze szpilek
na rzecz wygodnych sandałków, lecz wciąż nie ufałam wyboistemu chodnikowi przed
hotelem. Taksówka odjechała, pozostawiając mnie i moje trzy towarzyszki przed
luksusowym budynkiem, który wpasowywał się w architekturę pięknej Wenecji.
Westchnęłam głośno i zmarszczyłam nos, kiedy zauważyłam mostek – musiałyśmy po
niej przejść, by dostać się do drzwi hotelu Venezia Palace. Kamienne kolumny
podtrzymywały budynek. Każdy szczegół robił na mnie wrażenie, gdy szłam krok za
krokiem do obrotowych, szklanych drzwi ze skrótem nazwy, czyli pięknymi,
złotymi literami "VP". Zobaczyłam w swoim życiu tyle hotelów, że
powinnam być przyzwyczajona do oryginalności i luksusu, lecz i tym razem byłam
zachwycona.
Minęło nas drogie,
czerwone ferrari, które podstawił boy. Uśmiechnęłam się do niego i kiwnęłam
głową, kiedy tylko wysiadł. Klasnął w dłonie i szybkim krokiem podszedł do nas.
– Buongiorno. –
Powiedział radośnie, jak przystało na rodowitego Włocha.
– Ciao! – Wykrzyknęły
radośnie dziewczyny. Rosemary, moja siostra bliźniaczka, uśmiechała się do
chłopaka szeroko, bawiąc się długimi, brązowymi włosami.
Natomiast Caroline i
Vivienne stały z boku, chichocząc jak nastolatki przed seksownym nauczycielem.
– Czy mógłby pan zabrać
nasze bagaże? – Zapytałam grzecznie. – Pójdę załatwić formalności. Idziecie ze
mną? – Zerknęłam na Caroline, lecz ta wolała chyba zostać z Vivi i podziwiać
Włocha. Przeniosłam wzrok na Rosemary.
– Muszę siku –
wyjaśniła.
No tak. O niczym innym
nie mówiła od dwóch godzin. Weszłyśmy do hotelu razem, ona w poszukiwaniu
łazienki, a ja recepcji. Wnętrze Venezia Palace przejęły jasne kolory, takie
jak beż, złoty oraz biel. Podłogi były z marmuru. Meble wyglądały jak
wyciągnięte z najlepszego katalogu. Wystrój nie ustępował hotelom w Paryżu, czy
w Londynie.
– Idę! – Rosemary
podekscytowana na widok znaku łazienek, pobiegła prosto do korytarza.
Wywróciłam oczami i
ściągając okulary z nosa, wsunęłam je za dekolt jasno pomarańczowej koszulki na
ramiączka. Podeszłam do recepcji, gdzie za kontuarem stała wysoka blondynka,
słuchając co mówi do niej mężczyzna, oparty o blat. Miał na sobie krótkie
czarne spodenki i białą polo. Okulary przeciwsłoneczne trzymał na włosach,
lekko przy długich, sięgających karku, zaczesanych do tyłu w seksowny sposób.
Opalenizna była umiarkowana, lecz widać było, że spędza mnóstwo czasu na
dworze. Przyglądałam mu się nieco za dużo, bo rozmowa, którą prowadził z
blondynką, ucichła i obydwoje wbili we mnie wzrok. On uprzejmie zlustrował mnie
spojrzeniem i uśmiechnął się, natomiast recepcjonistka wyglądała, jakbym
przeszkodziła jej w randkowaniu.
– Witam w Venezia
Palace. – Szatyn rozłożył ręce. – Nazywam się Louis Tomlinson i jestem
właścicielem hotelu. Przyjmuję wszelkie skargi i zażalenia, ale i pochwały. Mam
nadzieję, że spędzi pani tutaj dobrze czas. I jeszcze wróci.
Otworzyłam lekko usta,
patrząc na niego z pewnym zaskoczeniem. Och, tak, wyglądał na biznesmena. Na
początku pomyślałam, że jest bogatym gościem, który zaraz wyskoczy na partyjkę
tenisa. Pomyliłam się o nie dużo. Bogaty był z pewnością, ale wszystko to,
należało do niego.
Kiwnęłam głową i
przywołałam na twarz uśmiech.
– Dziękuję. Na pewno
będzie idealnie. – Wyciągnęłam z torebki portfel i odnalazłam kartę.
Kiedy podawałam ją
recepcjonistce, Louis Tomlinson ją uprzedził. Chwycił plastik w długie palce i
uśmiechnął się zadziornie.
– Zajmę się tym. –
Obszedł kontuar i stanął za laptopem, wcześniej blondynka delikatnie się
odsunęła, lecz wciąż stała w cieniu, jakby dając mi znak o swojej obecności.
Przewróciłam oczami,
nie mogąc się powstrzymać. Czy zachowywała się tak wobec każdej klientki? Bo
jeśli tak, to może to będzie moja pierwsza skarga.
– Panna Corello, tak?
Dwa pokoje dwuosobowe. Czy wszystko się zgadza? – Upewnił się i zerknął na
mnie.
Na moment zatonęłam w
jego niebieskich oczach. Zauważyłam nawet przebłyski szarości. Przepiękny
kolor.
– Tak, wszystko się
zgadza – ocknęłam się z chwilowego zapatrzenia i kiwnęłam głową na
potwierdzenie swoich słów.
Właściciel hotelu
jeszcze raz się uśmiechnął i wziął odpowiednie karty. Przesunął je po
połyskującym blacie w moją stronę. Uregulowałam rachunek i zabrałam klucze.
– Życzę miłego pobytu.
– Spojrzał na mnie jeszcze raz i zwrócił się do blondynki, która położyła
wypielęgnowaną dłoń z czerwonymi paznokciami, na jego ramieniu.
– Auto podstawione,
panie Tomlinson – oznajmiła.
Kiwnął głową i zsunął
okulary na nos. Odeszłam, trzymając w ręce karty i sama ledwo zorientowałam
się, jak mocno je ściskam. Nie tylko hotel robił wrażenie.
Zauważyłam, że
dziewczyny weszły już do lobby. Boy wiózł za nimi wózek z bagażami. Podałam mu
numery pokojów i udałyśmy się do windy. Rosemary wbiegła w ostatniej chwili.
Przynajmniej załatwiła, co chciała i nie będzie już więcej jęczeć.
Caroline oparła się o
ściankę i bawiła blond włosami. Vivienne poprawiała czerwony błyszczyk na
ustach, zerkając w duże lustro. Obie były do siebie podobne. Ten sam kolor
włosów, ten sam koloru oczu. Caroline nie była za wysoka i Vivienne również,
ale miały inne charaktery. Vivi należała do nieśmiałych, lecz radosnych,
przypominała mi trochę moją siostrę. Natomiast Caroline pewnie stąpała po
ziemi, potrafiąc zawsze zdobyć to, na czym jej zależało. Czasami ponosiła tego
konsekwencje. Przeważnie jednak miała szczęście, wiec często stwierdzałam, że
powinna stawiać zakłady, pewnie by wygrała. Ja znajdowałam miejsce pomiędzy
nieśmiałością, a nieograniczoną swobodą. Posiadałam umiar, którego nieraz
zabrakło Caro, przez to, że zapominała o granicach. Uznawała, że każdy jest na
skinięcie jej palca.
Po tylu latach
nauczyłam się rozwagi i spokoju, zero pochopnych decyzji. Tego wszystkiego
wymagała ode mnie praca, a raczej hobby. Balet. Taniec, któremu poddałam całe
życie. Od kiedy pamiętam najwięcej czasu spędzałam na sali przy drążku. Na
początku była to zabawa, pochłaniacz czasu, zajęcie pozaszkolne. Dopiero
później stało się to pasją ważniejszą niż wszystko inne. Oddałam temu całe
serce i nie potrafiłam przestać tańczyć, porzucić baletki w kąt i zgasić za
sobą światło w teatrze moich marzeń. Kiedyś kurtyna opadnie, a ja zejdę ze
sceny spełniona, lecz to nie będzie ani dziś, ani jutro.
Przyleciałyśmy do
Wenecji prosto z Rzymu, gdzie mieszkamy od urodzenia. Zwiedzałam setki miejsc w
czasie trwania trasy. Najczęściej tańczyłam solo, ale zdarzały się też występy
grupowe, tak jak ten, który odbędzie się za trzy dni w niedzielę. Układ miałam
opanowany do perfekcji, czekały mnie dwie próby przed pokazem, lecz mogłam spać
spokojnie z wiedzą, że wszystko się uda. Chociaż przed każdym występem się
denerwowałam, bo to było nieuniknione. Wierzyłam w to, że Wenecja pokocha mnie
i pozostałych tancerzy, że zakocha się w przedstawieniu, jakiego będą
świadkami. Balet to magia, w której rządzi muzyka. Delikatna, ostra, czasem
szybka, a czasem wolna. Muzyka przedstawia nasze życie, wzloty i upadki, niskie
i wysokie dźwięki. Nagłe zmiany, te na
które nie mamy wpływu lub płynne, te zaplanowane.
Spojrzałam za siebie,
na moje odbicie w lustrze. To byłam ja.. Angelina Corello, która oddała serce
muzyce. Uśmiechnęłam się i odwróciłam głowę w stronę drzwi, które otworzyły się
na szóstym piętrze hotelu. Wyszłyśmy na korytarz pokryty beżowym dywanem.
Ściany zostały pomalowane na biało i udekorowane zdjęciami w sepii. Głównie
przedstawiały one Włochów, Wenecję oraz... oraz Toskanię, winnice, wina.
Przyglądałam się im, idąc za dziewczynami do końca korytarza, gdzie miałyśmy
pokoje.
Rosemary zabrała mi
kartę i otworzyła drzwi po prawo. Bagaże znajdowały się w środku. Dziewczyny
musiały zabrać swoje walizki do sypialni obok. Boy nie poczekał na napiwek.
Szkoda.
Rozejrzałam się po
przestronnej sypialni z dwoma łóżkami po lewej stronie. Między nimi stała
szafka z lampkami. W pokoju znajdował się także stół, był przy oknie i drzwiach
na tarasach. Na ścianie po prawo wisiał dużych rozmiarów telewizor, a zaraz
obok stała szafa ze szklanymi drzwiami. Wszystko wręcz błyszczało.
Moja siostra opadła na
jedno z łóżek i podskoczyła na miękkim materacu, śmiejąc się.
– Podoba mi się tu. –
Powiedziała radośnie i klasnęła w dłonie. – To idealne miejsce na moje
panieńskie, zobaczysz, nie będziemy chciały stąd wyjechać.
– Poznasz jakiegoś
Włocha i porzucisz zamiary poślubienia Christophera? – Uniosłam brew, zerkając
na nią rozbawiona.
To była kolejna okazja.
Na występy jeździłam tylko z Rosemary, która była moją makijażystką oraz
stylistką. Pomagała mi w tym wszystkim, na co ja nie miałam czasu. Tym razem
wzięłyśmy nasze przyjaciółki, bo zaplanowałyśmy wieczór panieński Rose.
Wychodziła za mąż za dwa tygodnie. Christopher czekał na nią w Rzymie. Poznali
się rok temu w pizzerii, której właścicielami są jego rodzice. Urzekł ją.
Christopher nie był Włochem, pochodził z deszczowego Londynu i przyjechał do
Włoch razem z rodziną za pracą. Osobiście uważam, że był bardzo przystojnym chłopakiem.
Wysportowany blondyn, o cudownie onieśmielającym uśmiechu i dołeczkach w
policzkach. Na dodatek zabawny charakter, dobre poczucie humoru. Moi rodzice
nie mieli żadnych przeciwskazań na ślub Rosemary, chociaż Rose była córeczką
tatusia i on nigdy nie będzie wyglądał na zadowolonego z tego powodu.
Od zawsze w naszym domu
panowała zasada, że ja trzymam z mamą, a Rose z tatą i nikt się nie żalił. Tak było
dobrze. Rozumiałam się z mamą lepiej, między nami stworzyła się naturalna więź,
miałam w niej taką samą przyjaciółkę, jak w siostrze. Za to tata rozpieszczał
Rosemary i traktował jak swoją księżniczkę. Czasem mam wrażenie, że ona nigdy z
tego nie wyrośnie. Na zawsze pozostanie w niej coś z dziecka. Nieraz
przypominała wesołą dziewczynkę, która cieszy się z najmniejszej rzeczy. Jej
szafę wypełniała kolekcja różowych ubrań. Cała sypialnia była w tym kolorze,
nie mogło być inaczej. Rosemary była królową różu.
Tak naprawdę tylko
ubrania nas różniły pod względem zewnętrznym. Obie miałyśmy taką samą długość
kasztanowych włosów. Sięgały do piersi, lekko falowały. Po mamie odwdzięczyłyśmy
błękitne oczy i drobny nosek, a po tacie pełne usta. Wiele razy zastanawiałam
się, jak rodzice rozróżniali nas, kiedy byłyśmy niemowlakami. Na zdjęciach
wyglądamy identycznie.
– Ziemia do Angie! –
Rosemary machnęła dłonią przed moją twarzą, kiedy za długo się w nią
wpatrywałam.
Zamrugałam i usiadłam
na drugim łóżku, ściągając z nóg buty.
– Mówiłam, że nie
zamierzam pozostawić mojego Christophera. – Wzruszyła ramionami. – W zasadzie
powinnam do niego zadzwonić, obiecałam, że jak dolecimy, to dam znać.
– Zadzwoń, a ja wezmę
prysznic. Okej? – Wskazałam ręką na
drzwi do łazienki.
Kiwnęła głową i
wygrzebała z białej torebki telefon. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc z jakim
zapałem wybierała numer do Chrisa. Czasami potrafili przegadać dwie godziny,
nawet jeśli u niego była druga w nocy, a u nas już ranek.
Przeszłam z rzeczami
wyjętymi z walizki, do bardzo ładnie urządzonej łazienki. Ciemne ściany i biały
wystrój. Zainstalowali także podwieszany sufit, w którym umieszczono lampki. Włączyłam
klimatyzator i stanęłam przed lustrem. Zdjęłam z siebie bluzkę i krótkie
spodenki. Zostałam w czarnej bieliźnie. Moje ciało było dla mnie perfekcyjne. W
końcu tyle lat ćwiczeń i dbałości… Mimo tego, że mój tyłek był spory i piersi
również niemałe, bardzo mi się to podobało. Rosemary miała taką samą budowę
ciała, może była mniej wygimnastykowana, ale chodziła na fitness i basen, kiedy
mogła, bo mój zawód ograniczał jej czas.
Naga weszłam pod ciepły
strumień wody i odchyliłam głowę do tyłu, czując ulgę. Mogłam się odprężyć po
trzygodzinnym locie do Wenecji. Chociaż miałam za sobą setki podróży, to
samoloty wciąż wywoływały u mnie strach i nie lubiłam do nich wsiadać. Przy
starcie mocno zamykałam oczy, a w czasie podróży słuchałam muzyki lub
rozmawiałam z Rosemary. Akurat jej się buzia nigdy nie zamyka. Potrafi poruszyć
kilkanaście tematów w ciągu piętnastu minut. Jedyna w swoim rodzaju i za to ją
kocham. Wydaje mi się, że od zawsze miałyśmy tak dobry i blisko kontakt. Kłótnie
zdarzają się wszędzie, nieraz byłyśmy na siebie obrażone, ale Rosemary jest
moją przyjaciółką. Mówię jej wszystko. I wiem, że to działa także w drugą
stronę. Spotkałam kilkoro ludzi, którzy zazdrościli nam tak silnej relacji.
Caroline i Vivienne też patrzyły na nas czasami z dziwnym błyskiem w oku. Za
moją siostrę oddałabym życie. Rosie jest specyficzną osobą. Potrafi śmiać się
cały dzień, cieszyć ze wszystkiego, ale wystarczy, że jedna rzecz sprawi jej
przykrość, że włos spadnie jej z głowy i wpada w płacz, jak małe dziecko. Wtedy
nastrój mogą poprawić tylko słodycze i delikatność. Znam Rose na wylot i wiem,
czego potrzebuje.
Czasami naprawdę się o
nią boję. Co, jeśli kiedyś coś nas rozdzieli? Ona będzie zagubiona. Razem
tworzymy drużynę, dopełniamy się i wiemy jak działać, iść dalej. Osobno możemy
sobie nie poradzić. Zwłaszcza niewinna i delikatna Rosemary. Oczywiście, jej ślub
to będzie jakiś ogromny krok, ale obydwie wiemy, że wciąż będziemy podróżować.
Zapewne mniej, bo chcę, by moja siostra bywała z mężem w domu, lecz będę ją
mieć obok siebie.
Stojąc pod prysznicem, myłam
ciało, włosy i myślałam.
Jeśli będę chciała
postawić krok do przodu, zrobię to, trzymając za rękę moją bliźniaczkę.